Jerzy BrukwickiSłowo wstępne, [w:] Romuald Oramus, Malarstwo z lat 1997–2005
Najważniejszym obiektem obserwacji Romualda Oramusa stał się człowiek uwikłany w przeróżne wymiary codzienności i historii. W cyklach obrazów i grafik tworzy ciekawą, kalejdoskopową opowieść o odpowiedzialności człowieka za kształt i wymiar własnej egzystencji; ukazuje napięcia i chaos współczesności. Jego groteskowe, nie pozbawione ironii prace z wyrozumiałością odnoszą się do naszych wad i niegodziwości. Odwołując się do moralitetów Hieronima Boscha, Pietera Brueghela stawia także pytania o miejsce sztuki w życiu człowieka.
Ostatnie trzy dekady polskich dziejów przyniosły niezwykle barwną i zróżnicowaną materię wydarzeń i zachowań. Oramus wpisuje te ziemskie dziwowiska w świat codziennych sytuacji, buduje z nich osobliwy atlas gestów, póz, rytuałów. Zestawia je z nastrojami i klimatami minionych czasów, porównuje z tradycją i dorobkiem przeszłości. Mówi o ich banalności, zakłamaniu, nikczemności. Widzi nowoczesne sposoby bycia rodaków, dorównujące modnym, światowym trendom. Ale robi to tylko po to, żeby uwypuklić przewrotność i dziwność naszej epoki, naszych zachowań i determinacji.
Romuald Oramus maluje świat dwuznaczny i niepokojący. Z jednej strony - piękny, rozświetlony, z drugiej – groźny, mroczny, ponury. I chociaż człowiek w oramusowskiej wizji żyje gromadnie, w barwnym tłumie, to jednak pozostaje według artysty istotą samotną, opuszczoną.*