Juliusz A. ChrościckiMoje wspomnienia o spotkaniach i twórczości Romualda Oramusa
Juliusz A. Chrościcki
Moje wspomnienia o spotkaniach i twórczości Romualda Oramusa
fragmenty tekstu z publikacji W nurcie czasu. Romuald Oramus. Malarstwo i grafika z lat 1981–2021, Kraków 2021.
Po raz pierwszy zobaczyłem dzieła Romualda Oramusa na jego wystawie w Galerii Kordegarda w Warszawie w 1994 roku […] zapamiętałem kilka obrazów olejno--temperowych tam wystawionych: Ostatnie spojrzenie i Ogrody zapomnienia, oba z 1992 roku, oraz Labirynt III, namalowany rok później. Nie tylko ja byłem nimi zachwycony. Autor interpretował swoje dzieła w eseju: Samotność, w którym zwrócił uwagę na trudności w przestrzeni relacji kobiety z mężczyzną, pomimo ich nagości, bycia obok siebie. Stanisław Rodziński, późniejszy rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, napisał w katalogu: W czasach kiedy wypadało być ekspresyjnym, a kiedy należało deformować – Oramus odkrył dla siebie klimaty i ikonografię peryferyjnego polskiego baroku. Danuta Wróblewska, kierująca Galerią Kordegarda we wstępie do katalogu zauważyła: W tych zaskakujących płótnach odnalezione motywy aktu, pejzażu i rodzajowości mają czystość i siłę. Jeszcze raz klasyczny repertuar treści i środków artystycznych okazał się niewyczerpalny.
Poznaliśmy się z Romualdem Oramusem […] 20 listopada 2013 roku w Krakowie w auli Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II […] podczas promocji książki ks. prof. Andrzeja Witki o malarstwie sewilskim z XVII w [A. Witko, Sewilskie malarstwo siedemnastego wieku. Od wizji mistycznych do martwych natur, Kraków 2013]. Późniejsze, niezapomniane wspomnienia z artystą i jego sztuką wiążą się z moją pierwszą wizytą w jego pracowni na Rynku Głównym w Krakowie. Malowniczy widok na Rynek i zabudowę miasta mogłem podziwiać z okien na najwyższej kondygnacji kamienicy, której początki sięgają XIV wieku. Spotkanie z malarzem i jego żoną, historykiem sztuki, trwało do świtu. Po kolacji artysta/ gospodarz odnalazł w swojej bibliotece moją książkę, zawiniętą w szary papier pakowy. Ujrzałem moje Pompa funebris [ J.A. Chrościcki, Pompa funebris. Z dziejów kultury staropolskiej, Warszawa 1974] z zachowaną idealnie obwolutą, projektu Franciszka Starowieyskiego, przedstawiającą białą czaszkę i kości na czarnym tle, z niezwykłym liternictwem. (Przypomnę, że Starowieyski antydatował swoje obrazy, rysunki i plakaty na XVII wiek). W części mojej pracy doktorskiej, przygotowanej pod opieką prof. Jana Białostockiego, wydrukowano: przegląd ceremoniałów pogrzebowych i wierzeń od antyku do XIX w., typy pogrzebów w epoce nowożytnej na tle europejskim, podsumowanie oraz aneksy źródłowe, słownik projektantów i wykonawców, z dużą ilością ilustracji czarno-białych aż do XX wieku. Opisałem w skrócie treść mojej pracy w kontekście tego, co się później okazało. Prof. Oramus opowiadał mi, jak studiował tę książkę, kiedy w 1985 roku podejmował prace nad dwoma seriami: graficzną – Rytuały: Pompa funebris i malarską – Funeralia (każdy obraz i rycina mają własny rzymski numer kolejno powstającej pracy). Zobaczyłem też wówczas część malowanej od 2007 roku serii – Katedra. To był dla mnie niezapomniany wieczór spędzony w pracowni artysty.
Po raz pierwszy widziałem dużą ekspozycję obrazów Oramusa z Katedrami w Muzeum Archidiecezjalnym Kardynała Karola Wojtyły w Krakowie przy ul. Kanoniczej. Był to dzień po formalnym zamknięciu 30 sierpnia 2016 roku wystawy: Katedra. Z nieba i z ziemi. […]. Było to 26 obrazów w różnym formacie, o niezwykłej jakości w tworzeniu wizji przestrzeni, jak i światła wtopionego w kompozycje geometryczne struktur świątyń, i nie tylko gotyckich. A różnorodność formalna w poszczególnych dziełach, zapowiadała kontynuację tej serii. Starannie wydrukowany katalog tej wystawy zawiera obszerne teksty prof. Bogusława Krasnowolskiego i samego malarza [Z nieba i ziemi. Katedra. Romuald Oramus; katalog wystawy, Muzeum Archidiecezjalne w Krakowie, 2016].
Kolejna wystawa Oramusa odbyła się w Krakowie, w Pawilonie Józefa Czapskiego, Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego, Oddziale Muzeum Narodowego w Krakowie. Pojechałem na wernisaż do Krakowa 21 września 2017 roku. Niestety, nie zdążyłem na czas, pociąg z Warszawy miał wielogodzinne opóźnienie. Kiedy dojechałem na Dworzec Główny, udałem się już tylko do pracowni na Rynku, gdzie spotkałem jeszcze kilku profesorów […] a także i kilka innych ciekawych osób. Wróciłem do dobrego samopoczucia robiąc parę zdjęć w Oramusowej pracowni. Nocny widok z okien, jak zawsze był imponujący, z góry zobaczyłem, że są jeszcze kwiaciarki sprzedające róże, a prowadzone rozmowy były pełne blasku.
Wystawę zatytułowaną Pamięć o Czapskim. Romuald Oramus, malarstwo, obejrzałem dopiero w następnym tygodniu, oprowadzany przez autora. Odnalazłem tam kilka obrazów z Kordegardy z 1994 roku. Zachowałem wystawę w pamięci, jako bardzo dobrą, eksponowaną w dużym wnętrzu Pawilonu Józefa Czapskiego.
Na jednym ze spotkań z Romualdem Oramusem i jego żoną w pracowni na Rynku zaczęliśmy dyskutować o doniosłym znaczeniu siedmiu części powieści Marcela Prousta W poszukiwaniu straconego czasu. Z okazji pobytu w paryskim Musée Petit Palais przywiozłem dla krakowskiego malarza i grafika album z fotografiami widoków mieszkań pisarzy i poetów żyjących w Paryżu w XIX i XX w. Był też tam apartament Prousta, częściowo zachowany. Jak sądzę, to był dodatkowy impuls dla twórcy, choć już wcześniej podzieliłem się z nim spostrzeżeniem, że obrazy i ryciny z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w sposobie przestawień mają proustowski klimat rozważań nad naturą człowieka i czasem jego epoki. W eseju zamieszczonym w katalogu Teraźniejsze i ponadczasowe. Pamięć o Czapskim. Romuald Oramus [Kraków 2028], wydanym po wspomnianej wystawie starałem się w relacji do jego twórczości rozwinąć wątek opisu monumentalnych katedr we Francji na podstawie dwóch znakomitych artystów z przełomu XIX i XX wieku. Mało znany we Francji Stanisław Wyspiański, podczas studiów, wiosną 1890 r., napisał o nich piękne listy do przyjaciół (St. Wyspiański, Notatnik z podróży artystycznej po Europie w 1890, [w:] Listy Stanisława Wyspiańskiego do Lucjana Rydla II, cz. 1, Kraków 1979). Zachwycony katedrami zamierzał nawet popełnić pracę doktorską na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie o gotyckich katedrach we Francji. Rysunki jego były dość pośpiesznie wykonane, ale teksty i notatki Wyspiańskiego z tego czasu, wydane dopiero w 1979 roku, zawierają dodatkowo inspirującą wyobraźnię wartość literacką. Z kolei August Rodin, sławny artysta francuski, rysował od młodości katedry francuskie z wielkim zachwytem. Do licznych rysunków wykonanych z wyjątkowa maestrią zostały dołączone teksty (niezgrabnie napisane) samego rzeźbiarza i wydane w Paryżu w 1914 roku [A. Rodin, Les cathédrale de France, Paris 1914].
Zadanie, jakie stanęło przed Oramusem było wyjątkowo trudne. Należało, czytając ponownie powieść Prousta, poddać analizie sens jego wielotomowego dzieła. W istocie, nie miał to być zestaw kilkunastu rycin, jako ilustracji bezpośrednio związanych z tekstem Prousta. Raczej jako swobodne impresje powiązane z nastrojem zarówno tekstu pisarza, ale połączonych z przeżyciami głównych bohaterów na kartach poszczególnych części tego literackiego arcydzieła. Niezwykle trudne zadanie dla współczesnego artysty z pierwszych dekad XXI wieku, przenoszącego się mentalnie do epoki o 100 lat wcześniejszej. Byłem pełen niepokoju, co do oczekiwanych rytowniczych rezultatów…
Po pół roku, już jesienią 2018 roku, kiedy w krakowskiej pracowni Oramusa po raz pierwszy zobaczyłem, odsłaniane kolejno spod bibułki, dwadzieścia grafik, byłem nimi zachwycony. Oglądając rycinę po rycinie, w porównaniu z poszczególnymi ulubionymi przez mnie stronami powieści Prousta, które znam częściowo na pamięć, musiałem dostosować się do wizji artysty grafika. Dopiero za drugim, dłuższym etapem studiowania rycin, zrozumiałem i doceniłem trafność jego odczytania tekstu Prousta, nie tylko w formach architektury świątyń, ulic, drzew i ruchu ulicznego z początku XX wieku w powstających rewelacyjnych dziełach Oramusa. Muszę przypomnieć, że Proust w rozmowie z Elstirem umieszcza istotny passus o katedrach we Francji. W drugim tomie W cieniu zakwitających dziewcząt czytamy: À propos katedr rzekł [malarz] zwracając się specjalnie do mnie […] mówiłem panu niegdyś o kościele w Balbeck niby o wielkiej skale nadbrzeżnej, o pospolitym ruszeniu okolicznych kamieni; ale, na odwrót rzekł wskazując mi akwarele, patrz pan na to wybrzeże (to szkic robiony całkiem blisko stąd, w Creuniers) popatrz pan, jak te potężnie i delikatnie wycięte skały przywodzą na myśl katedrę [M. Proust, W poszukiwaniu straconego czasu, Tłum. Tadeusz Boy-Żeleński [W cieniu zakwitających dziewcząt], Kraków 2014, t. 2, s. 509].
.
Wspomnę tu też moje wrażenia jako odbiorcy rycin Oramusa, kiedy po raz pierwszy oglądałem je odbite na białym papierze z zastosowaniem szaro-czarnej farby: pomimo zachwytu nad ich poszczególnymi kompozycjami, odczułem pewien dystans podczas ich recepcji. Dopiero po kilku miesiącach, kiedy zobaczyłem też w Oramusowej pracowni nowe odbitki z płyt graficznych na zupełnie innym papierze, brązowawo-kremowym [papier do wkęsłodruku Hahnemühle, ton antyczny] z jakby „ubytkami”, dokonanymi świadomie przez autora, niby powstałymi „przez sto lat” od zakończenia przez Prousta swego dzieła, odczytałem jego grafiki na nowo. Nastąpiła jakby archaizacja wcześniejszych form graficznych tego cyklu. Dostrzegłem na rycinach destrukcyjne „ślady czasu”, rezultat przypadkowych (ale przez autora kontrolowanych) uszkodzeń, jakby przez lata swego istnienia bogatszych kolorystycznymi odcieniami i plamami na swej powierzchni. Miałem wówczas wrażenie, że współcześni widzowie mogą podziwiać prace rytownika z epoki Prousta. Jak wiemy, sam pisarz nie zdążył zobaczyć w całości wydrukowanej powieści za swojego życia. Do ostatniej chwili korygował fragmenty tekstu, mając poczucie konieczności poprawiania i uzupełniania swojej prozy.
15 września 2019 roku, udaliśmy się z Oramusem do Otwartej Pracowni, galerii znajdującej się przy ul. Dietla 11 (lokalu po dawnym rzemieślniczym zakładzie na krakowskim Kazimierzu). Wisiały w niej jego obrazy z cyklu Katedra z lat 2007–2019. Powieszone w zupełnie pustym wnętrzu, na tle zaniedbanych ścian białawych, robiły mocne wrażenie, stając się widokami konkretnych budowli i ich wizji. Na podwórku przy Dietla 11 stał dźwig, drzwi, zamknięte na archaiczną kłódkę, nie chciały się otworzyć, a przy wyjściu zamknąć. Byliśmy sami, ale miałem wrażenie, że jestem w Sezamie… Wtedy już część wybranych obrazów – Katedr miała być wysłana do Paryża, wraz z polsko-francuskim katalogiem.
30 stycznia 2020 roku zwiedzałem po raz pierwszy od generalnego remontu gmach Biblioteki Polskiej w Paryżu. Bywaliśmy tam często razem z żoną, która w latach 1994–1998 pomagała jako ekspert kolegom, pracując tam jeden dzień w tygodniu jako wolontariuszka. Celem głównym była jednak wyrafinowana wystawa pod tytułem Romuald Oramus La cathédrale. Peintures et gravures [wystawie mającej miejsce w dniach 14.01– 8.02.2020 towarzyszył polsko-francuski katalog: Romuald Oramus. Katedra. Malarstwo i grafika/ Romuald Oramus. La cathédrale. Peinture et gravure, Kraków 2020]. Ekspozycję umieszczono w dwóch salach, rozdzielonych przez podwórko Biblioteki. W jednej znajdowały się ryciny proustowskie, w drugiej niewielkiego formatu obrazy Katedr. Byłem z trzema kolegami z Krakowa i Siedlec. Również na nich ten zestaw twórczości graficznej i malarskiej Oramusa zrobił ogromne wrażenie. Podobnie reagowała publiczność paryska. Wychodząc z Biblioteki Polskiej i z Wyspy św. Ludwika, przechodziliśmy obok podpalonej katedry Notre-Dame, otoczonej wysokim płotem z powieszonymi nań zdjęciami zrobionymi w trakcie pożaru i zaraz po nim. Liczne maszyny budowlane obok stojące, bez ruchu, pozorowały wykonywane prace. Tak to odebraliśmy z kolegami, długo o tym dyskutując. Wiedzieliśmy od Oramusa, że na jednej z jego Katedr [Katedra XLIV i Katedra XLV z lat 2015–2017] pojawił się błysk ognia, namalowany dla odbicia słonecznego od witraży. Było to znacznie wcześniej niż realny pożar.
Na koniec pragnę odnieść się do koncepcji George’a Kublera zawartej w książce Kształt czasu. Uwagi o historii rzeczy, postrzegania dzieł sztuki jako procesu przemian a zarazem kontynuacji określonych znaczeniowych sensów i wyglądów obiektów kultury i cywilizacji. Zajmując się szukaniem związków pomiędzy cechami dzieł sztuki, obiektami architektury, obiektami „pamięci historycznej”, wykonywanymi przed wiekami, i odkrywanymi przez archeologów oraz będącymi przedmiotem badań naukowych, Kubler określił reguły kontynuacji form w czasie, tak o tym pisał: Do badania kształtów potrzebne jest kryterium […] Czas biologiczny składa się z nieprzerwanych trwań o statystycznie przewidywalnej długości […] Czas historyczny natomiast odznacza się urywkowością i zmiennością, każde działanie charakteryzuje raczej fragmentaryczność niż ciągłość, a interwały rozdzielające poszczególne działania są nieskończenie zmienne w trwaniu i treści [G. Kubler, Kształt czasu, uwagi o historii rzeczy, Warszawa 1970, s. 26].
Romuald Oramus w dużym stopniu kieruje się w swojej twórczości „zasadą powrotów” do określonych ikonograficznych wątków, pochodzących z dalszej i bliższej tradycji sztuki. Z okien swej pracowni postrzega rozległą przestrzeń obrazowania w „nurcie czasu”, podlegającą przemianom. Przestrzeń, w której znajdujemy miejsce dla spraw ludzkich oraz na metafizyczny wymiar naszego doświadczenia.*